Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Kamiński - to on wyprowadził gnieźnian na ulice [WYWIAD]

Magdalena Smolarek
Łańcuch światła w każdym mieście potrzebował organizatora. W Gnieźnie to Grzegorz Kamiński, kiedyś popierający Pawła Kukiza, dzisiaj nie sympatyzujący już z tym ugrupowaniem, wyprowadził gnieźnian na ulice.

Grzegorz Kamiński - to on wyprowadził gnieźnian na ulice

Po wprowadzeniu przez Prawo i Sprawiedliwość w dniu 20-go lipca zmian w dziedzinie sądownictwa: w Krajowej Radzie Sądownictwa oraz Sądzie Najwyższym tysiące osób wyszło na ulice miast w całej Polsce. Łańcuch światła został również spontanicznie zorganizowany w Gnieźnie, co dziwi o tyle bardziej, że w naszym mieście takie społeczne inicjatywy nie cieszą się aż tak dużym zainteresowaniem mieszkańców.
Od czwartku marsze te są codziennie organizowane zarówno w Polsce, jak i w Gnieźnie. Każdy z nich ma swojego organizatora, prowodyra, osobę, która potrafi zgromadzić w jednym miejscu tłumy.

W Gnieźnie to Grzegorz Kamiński, kiedyś popierający Pawła Kukiza, dzisiaj nie sympatyzujący już z tym ugrupowaniem, wyprowadził gnieźnian na ulice. Jak się to wszystko zaczęło? Skąd pomysł u Pana na zorganizowanie takiego marszu w Gnieźnie?

– Było tak. W niedzielę (16.7) zadzwonił do mnie znajomy – Bogdan Bentyn i rzucił pomysł zapalenia świec. Tego samego dnia mieszkańcy Poznania w obronie niezawisłości sądów organizowali pierwszy Łańcuch światła na Placu Wolności. Ta wiadomość krążyła po sieci, ale chcieliśmy, solidarnie z innymi, zrobić coś w Gnieźnie. Na miejsce wybraliśmy adres: Rynek 9, schody przed biurem senatora PiS, Roberta Gawła. Gnieźnieński Sąd Rejonowy stoi bardzo na uboczu, a chcieliśmy być widoczni, żeby nasz protest do kogokolwiek dotarł. Skutek był niewielki, staliśmy w trójkę, z żoną Bogdana, ich dziećmi i psem i nikt do nas nie dołączył. W czwartkowy poranek (20.07) dostaję wiadomość od znajomej: „Dzisiaj, 20:45, nieformalne i spontaniczne spotkanie ze świecami na rynku przy fontannie, o 21:00 zostawiamy je pod sądem, w ciszy i milczeniu. Proszę o przesłanie dalej.” Nadal nie wiem, kto jest autorem i pomysłodawcą tamtej akcji i tego nie udało mi się do tej pory ustalić. W każdym razie, wtedy uznałem, że tym razem, po niepowodzeniu z ubiegłej niedzieli, trzeba z tego zrobić wydarzenie. Sam byłem sceptyczny, co do możliwości wpływu na decyzję Prezydenta, czemu dałem wyraz w poprzednich wywiadach, ale byłem przekonany, że musimy pokazać nasz sprzeciw – podkreśla Grzegorz Kamiński.
Minęło kilka dni i cały czas organizator gnieźnieńskiego Łańcucha światła myśli podobnie:
– Nic bym nie zmienił. Wtedy ta decyzja była spontaniczna, może też nieco nieprzemyślana... Jednak gdybym nad wszystkim bardzo poważnie się zastanawiał, to większości tych rzeczy bym nie podjął; sądzę, że jak większość mieszkańców tego miasta.

Grzegorz Kamiński już w swojej młodości nie zawsze chciał podporządkować się zewnętrznemu naciskowi, przymusowi, by coś zrobić. Jak to wyglądało u Pana w czasach młodości?

– Kiedy w 1988 r. kończyłem szkołę średnią, naturalnie czekało mnie odbycie, wówczas obowiązkowej służby wojskowej. Kombatantem walki z PRL-em nie jestem, bo kierowały mną pobudki religijne i moje nastawienie do „obowiązku obrony kraju” się nie zmieniło. W każdym razie, w październiku 1989 trafiłem do Aresztu Śledczego w Poznaniu z wyrokiem 2 lat pozbawienia wolności. Od odbycia całości kary, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, wybawił mnie Premier Mazowiecki, jego „gruba kreska” i amnestia, jednak w zakładzie karnym przebywałem 2,5 miesiąca.

Z każdym dniem osób, które włączają się o godzinie 21:00 w pokojowy marsz pod Sąd Rejonowy w Gnieźnie jest coraz więcej. W jaki sposób udało się Panu poderwać do działania, do wyjścia na ulicę tę sporą już grupę ludzi?

– Wszędzie obowiązują reguły gry, one muszą być jasne, przejrzyste, czyste, jak w koszykówce – nie faulujemy. Tak samo jest w sejmie. Natomiast, gdy ta przejrzystość, porządek są łamane, gdy na siłę się je zmienia wtedy mamy prawo być niezadowoleni. Organizując pierwszy marsz nie wiedziałem czy wszystko się uda, jednak wykorzystując narzędzia Facebooka, będąc też zainteresowanym marketingiem szeptanym i szybkiem roznoszeniem się informacji w sieci spodziewałem się, że jakiś skutek może to odnieść. Podobnie było z czarnym protestem, jaki został oddolnie zorganizowany przez kobiety w całej Polsce. Takie „skrzykiwanie się”, organizowanie, daje okazję na osiągniecie celu i na poznania ludzi, którzy myślą podobnie. Wychodzimy z domów i robimy coś w dobrej, słusznej sprawie. Przykładając do tego rękę wierzę głęboko, że robię to w dobrej sprawie – podsumowuje nasz rozmówca.

Czy według Pana ta wahająca się od 150 do nawet 300, w pojedyncze wieczory, liczba osób jest satysfakcjonująca? Czy tak licznej grupy, o takim przekroju wiekowym się Pan spodziewał?

– Na możliwości Gniezna, na historię tego rodzaju spotkań, akcji, inicjatyw widzimy, że frekwencja podczas takich wydarzeń jest zaskakująca – raz niewielka, a innym razem nadzwyczaj udana. Urodziłem się w Gnieźnie, ale większą część mojego życia tu nie mieszkałem. Od rodziny słyszę, że to „miasto emerytów i rencistów”, że swego czasu dominowały tu nastroje lewicowe. Zabetonowany układ i możliwości, ale w oparciu o to, kogo się zna. To się jednak zmienia, co widać po tych marszach. Najważniejsze jednak, że przestajemy być obojętni na to, co dzieje się wkoło i nie jesteśmy bierni. Co ciekawe, oprócz osób starszych na marszach pojawia się nieliczna, ale jednak młodzież, która przychodzi ze swoimi rodzicami. Wydaje mi się, że na wielkość tej frekwencji zarówno wśród osób starszych czy młodszych wpływać może to, że Gniezno, nie będąc tak dużym miastem jak np. Poznań, nie daje takiej anonimowości, bo wiele osób liczy się z opinią innych. W dodatku te marsze stały się już takim wydarzeniem samonośnym. Pod koniec marszu uczestnicy sami ustalają, gdzie spotykamy się kolejnego dnia.

Wraz z kolejnymi marszami w gronie demonstrantów zaczęli pojawiać się także gnieźnieńscy politycy – z Platformy Obywatelskiej, z Nowoczesnej. Czy nie jest według Pana tak, że to oni powinni zainicjować ten marsz, a nie jakaś osoba z zewnątrz świata politycznego? Czy może właśnie to dobrze, że są oni jakby na drugim planie?

– Nie bardzo znam gnieźnieńskich polityków, to po pierwsze. Osoby wokół mnie podpowiadają mi kim jest ta czy tamta osoba. Po drugie, marsze są spontanicznym ruchem mieszkańców, w tym wypadku akurat Gniezna, w sprawie KRSu, Sądu Najwyższego. To, że ci panowie i panie w tym uczestniczą to dobrze, bo powinni tam być. Jeżeli podzielają pogląd, że te ostatnie ruchy sejmowo-senackie są agresywne, pozbawione reguł to powinni przyjść na marsz tak, jak wszyscy obywatele. Ich obecność zupełnie mi nie przeszkadza, a w to, czy to oni powinni inicjować takie marsze ja już nie wnikam. Jest mi łatwiej, bo nie jestem zależny od partii i mogę coś takiego spontanicznie w Gnieźnie zorganizować, natomiast politycy musieliby zapewne skonsultować to wcześniej ze swoją partią – mówi Grzegorz Kamiński.

Łańcuch światła powstał w konkretnej sprawie, która to kwestia została po części rozwiązana podwójnym vetem prezydenta. Czy w związku z tym, według Pana, gnieźnieńskie marsze przyniosły zamierzony cel i ich organizowanie zostanie zaprzestane?

– Informacja o vecie Prezydenta zastała mnie w drodze. Nie oglądałem jeszcze jego wystąpienia w telewizji. Nie mam zdania w tej kwestii, tzn. czy stało się dobrze czy źle. Ja nadal jestem ostrożny, nadal uważam, że powinniśmy się temu bardzo dokładnie przyglądać. Dobrze, że jest to częściowe veto, ale nie wiem jak to się przełoży na życie, na fakty. Ja nigdy prezydenta nie nazywałem „Adrianem”, więc nie muszę się jakby przestawiać. Staram się podchodzić do niego z należnym mu szacunkiem jako głowy państwa, mimo że prywatnie mogę mieć odrębne zdanie na temat jego zachowań. Co do kontynuacji Łańcucha światła w Gnieźnie to być może nawet bez żadnej mojej decyzji, jako organizatora, niektóre osoby pojawią się tu czy tam, by po prostu się spotkać. Na pewno warto będzie się spotkać jeszcze dzisiaj (w poniedziałek 24. lipca – przyp. red.), by podzielić się ze sobą tym częściowym sukcesem, ale też by przekazać sobie tę „ostrożność” co do decyzji prezydenta, bo chyba dalej warto być w gotowości... – zamyślił się nasz rozmówca. – Zdecydowanie ten Łańcuch światła osiągnął swój cel, bo gdybyśmy siedzieli w domach, gdyby nie było takiego wspólnego ruchu, jakiejś wspólnej inicjatywy w Gnieźnie i całej Polsce to byłby podpis, prawo weszłoby w życie. Protesty miały niewątpliwie ogromne znaczenie – dodaje organizator marszów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto