Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W domu św. Józefa w Dąbrówce Wielkiej w oknie życia było jedno dziecko. ONZ okna chce likwidować

Iwona Makarska
Nakaz Komitetu Praw Dziecka ONZ dotyczący zamknięcia w Polsce tzw. okien życia zbulwersował wiele osób. Według ONZ, takie okna to średniowiecze, a dzieci zostawione w nich nie mają szans, by poznać swoje pochodzenie - matki porzucają je bez dokumentów, najczęściej też bez żadnych pamiątek i znikają z ich dopiero co rozpoczętego życia. My mamy jedno okno życia - w domie św. Józefa w Dąbrówce Wielkiej. Od 2009 roku zostało tam zostawione jedno dziecko.

Jak ciężko żyć z takim doświadczeniem wiedzą tylko dzieci zostawione przez swoich rodziców, dorastające z zadrą w sercu, którą będą nosić już zawsze. Jednak czy nie lepiej trafić do okna życia, niż np. na śmietnik? Przecież jest wiele takich smutnych historii z wyrodnymi matkami w roli głównej, które nawet nie zadają sobie trudu, by poszukać bezpiecznego miejsca dla swojego dziecka, gdy z różnych powodów nie są w stanie go wychować.

O zdanie w tej sprawie zapytaliśmy Halinę Czaplę-Ilgę, dyrektor domu dziecka w Piekarach Śląskich. - Faktycznie jest tak, że porzucenie dziecka bez jakichkolwiek danych, to bardzo wygodna sytuacja dla rodziców. Dla dziecka to dramat. Nie wie, kim jest, trudno mu się odnaleźć w dorosłym życiu - mówi. - Szpitale i okna życia to ostateczność. Ale już lepiej w taki sposób działać niż, aby dochodziło do takich sytuacji, jak zostawienie dziecka w niebezpiecznym miejscu - uważa.

Z danych Caritasu wynika, że w naszym kraju takich miejsc, gdzie każda matka może po porodzie pozostawić anonimowo swoje dziecko jest w sumie 57. W ciągu ostatnich dziewięciu lat pozostawiono w nich ponad 80 dzieci. Takie okno funkcjonuje też w Piekarach Śląskich, jako jedno z dziewięciu w naszym regionie. Znajduje się w domie św. Józefa w Dąbrówce Wielkiej. W ciągu sześciu lat od jego otwarcia położone zostało w nim jedno dziecko. Spotkaliśmy się z siostrą Adrią, która wspominała tamten szczególny dzień. Niedawno minęły cztery lata od tamtego wydarzenia.

To było 16 września 2011 roku. Godzina 5.30. Jakież było zdziwienie w domu św. Józefa w Dąbrówce Wielkiej, gdzie mieszkają siostry boromeuszki, kiedy w oknie życia włączył się alarm. Siostra Adria z lękiem do niego podeszła. - Okno na noc mamy oświetlone. W tym momencie zobaczyłam cień. Pomyślałam, że ktoś tam musi być. Wzięłam na ręce chłopczyka. Płakał. Jako, że była trzecia niedziela miłosierdzia nazwałyśmy go Michaś . Jak się później okazało został urodziny godzinę wcześniej - wspomina wzruszona. - Przyklęknęłam i dziękowałam Bogu, że to dziecku tutaj jest. Modliłam się, by znalazł kogoś, kto go pokocha i wychowa na wartościowego człowieka. Chciałam, by był szczęśliwy - dodaje.

Dziecko było bardzo zadbane, ładnie, czysto ubrane, zawinięte w ciepły kocyk. - - Obok okna jest inkubator, gdyby była potrzeba natychmiastowego umieszczenia w nim dziecka. Przygotowane są też pieluchy, butelki, koce i inne najpotrzebniejsze rzeczy - pokazuje nam siostra Adria. Zgodnie z procedurą najpierw przyjechało pogotowie i zabrało dziecko do szpitala. Następnie policja musiała spisać protokół. - Otrzymałyśmy później informację, że chłopiec jest zdrowy, a jakaś rodzina planuje zabrać go do siebie - wyjaśnia siostra.

Komitet Praw Dziecka ONZ twierdzi, że pozostawiane w tych punktach noworodki w przeciwieństwie do dzieci pozostawianych po porodzie w szpitalach czy oddawanych w późniejszym okresie do domów dziecka, nie mają możliwości dowiedzenia się skąd pochodzą, czy kim byli ich rodzice. - Każde życie jest darem , czymś tak cennym, że warto je uratować. Dobrze, że to okno powstało, choćby tylko dla uratowania tego chłopca - komentuje siostra Adria.

Decyzja o porzuceniu dziecka wydaje się nie mieć żadnego usprawiedliwienia. Zwłaszcza jeśli słyszy się o takich historiach jak ta: - Kiedy pracowałam w domu dziecka, poznałam chłopca, który dowiedział się, że jego matka wrzuciła go w reklamówce do kosza na śmieci. Uratowali go ludzie. Ale z latami wzrastała w nim myśl, by rozliczyć matkę za to co zrobiła - mówi boromeuszka.

Halina Czapla-Ilga, dyrektor domu dziecka w Piekarach Śląskich przestrzega jednak przed zbyt łatwym ocenianiem zachowania rodziców. - Musimy zmienić myślenie w naszym społeczeństwie. Kobiety czasem boją się zostawić dziecko w szpitalu czy w oknie życia. Ale to w pewien sposób akt miłości do niego, skoro chcą by było bezpieczne - mówi dyrektor.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piekaryslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto