Autor:

2016-05-13, Aktualizacja: 2016-05-13 11:39

Haberbusch i Schiele. O dwóch Niemcach, którzy stworzyli polski biznes piwny

Choć nie urodzili się w Polsce, Polakami byli z wyboru. Mimo że warzyli piwo na bawarską modłę, udało im się zbudować świetnie prosperujący mazowiecki browar. Mimo że pochodzili z Niemiec, aktywnie pomagali powstańcom i żywili ogarniętą powstaniem Warszawę. Nic więc zatem dziwnego, że Haberbusch i Schiele to nazwiska świetnie znane miłośnikom historii stolicy.

Rodzinny interes
Gdy w 1846 roku dwóch piwowarów kupiło niewielki browar przy ul. Krochmalnej, nikt zapewne nie przypuszczał, że firma, którą stworzą, stanie się jednym największych przedwojennych producentów piwa i trwałym symbolem Warszawy. Edward Schiele, syn niemieckiego fabrykanta powozów, odbywał praktyki w małym browarze Schöffer i Glimpf. Tam też poznał swojego późniejszego wspólnika, Błażeja Haberbuscha, przybyłego z Niemiec piwowara, który w Warszawie warzyć chciał piwa bawarskie.

Do wspomnianej dwójki wkrótce dołączył Henryk Klawe, Pomorzanin, który miał też piekarnię przy Marszałkowskiej. Co ciekawe, Klawe został teściem swoich wspólników. Jego starsza córka – Anna Maria Klawe, wyszła za mąż za Haberbuscha, natomiast młodsza – Dorota, za Schielego. W browarze Klawe nie został jednak długo, odszedł ze spółki w 1865 roku. Jego wspólnicy spłacili go zawrotną jak na owe czasy kwotą 280 tysięcy rubli. Nic dziwnego. Ich browarniczy interes rozwijał się dynamicznie, przynosząc duże zyski.


© Narodowe Archiwum Cyfrowe

Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Piwo z browaru “Oberwusa, Szelmy i Kulawego”, jak nazywała ich ówczesna Warszawa, szybko podbiło serca Polaków. W tym samym czasie przemysł browarniczy cierpiał z powodu licznych kryzysów, kiepskiej jakości piwa i małej konkurencji. Złote lata dla europejskiego piwowarstwa miały dopiero nadejść. Wszystko za sprawą rewolucji przemysłowej.



Piwo z kościelnej piwnicy
Przełom XIX i XX wieku to czas szybkiej industrializacji, która szczególnie mocno odcisnęła się na przemyśle piwnym. W 1842 roku w Pilźnie powstało pierwsze jasne piwo dolnej fermentacji. Słynny pilzner - gatunek piwa, który swoją nazwę zawdzięcza wówczas jeszcze austro-węgierskiej miejscowości, zaczął podbijać Europę. Pilzner był lekki, orzeźwiający, przejrzysty, a przede wszystkim nie przypominał piw do tej pory warzonych na Starym Kontynencie. Kilka dekad później to właśnie ten słomkowy trunek wyprze z rynku większość tradycyjnych piw i utoruje sobie drogę do światowej dominacji.


© browarymazowsza.pl



W drugiej połowie XIX wieku piwo na wzór pilzneńskiego wytwarzały już w Polsce wszystkie większe browary, choć tylko niektóre robiły to dobrze. Popularnym w owym czasie Browarom Łódzkim zarzucano na przykład, że do swoich trunków dodają kwas salicylowy. Jeśli wierzyć przekazom ówczesnej prasy, nie był to wcale odosobniony proceder.

Haberbusch i Schiele musieli jednak działać szybko w obliczu rosnącej i profesjonalizującej się konkurencji. A to wymagało odpowiedniej logistyki. W przeciwieństwie do dotychczas tworzonych piw, jasne pilsy musiały fermentować i "lagerować" (dojrzewać) w niskiej temperaturze. Browary, które chciały je produkować, musiały posiadać własne lodownie, czyli pomieszczenia z lodem, służące zapewnieniu odpowiednio niskiej temperatury. Browar z Krochmalnej lodowni początkowo nie posiadał. Swoje wyroby składował... w kościelnych piwnicach. Wkrótce jednak stało się oczywiste, że Haberbusch i Schiele będą musieli zainwestować we własny lód.


© Narodowe Archiwum Cyfrowe

Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Konstanty Schiele i Błażej Haberbusch przed śmiercią przekazali browar swoim synom - Kazimierzowi Ludwikowi Schiele i Karolowi Haberbuschowi. Wkrótce, po licznych przebudowach, firma stała się jednym z najlepiej prosperujących browarów w całym Królestwie Polskim. U schyłku XIX wieku browar produkował już 30 tysięcy hektolitrów piwa.

W 1899 roku zakład zamienił się w Towarzystwo Browarów Parowych Haberbusch i Schiele. Firma powołała także do życia fabrykę sztucznego lodu. Przy browarze funkcjonować zaczęła ochronka, dyżurował także lekarz zajmujący się pracownikami. W 1914 roku browar zatrudniał 250 pracowników, posiadał zmechanizowaną linię produkcji i bardzo nowoczesny jak na owe czasy sprzęt.

Ważnym momentem w dziejach zakładu było połączenie w 1907 r. Browaru Parowego pf. „Haberbusch i Schiele” z Browarem Parowym Towarzystwa Akcyjnego W. Kijok i Spółka.
„Na olbrzymich obszarach praca wre i kipi, jak w mrowisku - pisał "Tygodnik Ilustrowany". - Kilkuset robotników pod wodzą wykwalifikowanych majstrów, gasi pragnienie dziesiątków tysięcy gardeł wybornym piwem pilzneńskim, bawarskim i kulmbachskiem, produkowanem z artykułów najlepszych, bo nabywanych z pierwszej ręki”.



© browarymazowsza.pl



Droga do zjednoczenia
Szybki rozwój towarzystwa zahamował wybuch wojny. Mobilizacja na froncie rosyjskim doprowadziła do wprowadzenia zakazu produkcji i sprzedaży piwa na obszarze Warszawy. Początkowo, browar w ogóle nie pracował. Później dostał pozwolenie na produkcję słodowego napoju bezalkoholowego. Zniszczona wojną, zubożona Polska chętniej niż po piwo sięgała po alkohole mocne, a odbudowujące się browary nie mogły liczyć na rzesze klientów. W obliczu rynkowych problemów stołeczne browary podjęły decyzję o zjednoczeniu się w 1921 roku pod wspólną marką, której "twarzą" stały się zakłady z Krochmalnej.

W skład Zjednoczonych Browarów Warszawskich weszło w sumie pięć firm: Haberbusch i Schiele, Edward Reych i Synowie, Karol Machlejd, Seweryn Jung i Korona. Fuzja się opłaciła. Zjednoczone browary produkowały w okresie międzywojennym 10% piwa dostępnego na rodzimym rynku, generując dochód 3 milionów złotych rocznie. Należy jednak pamiętać, że terytorium ówczesnej Polski było znacznie większe niż obecnie.



© browarymazowsza.pl




Dwadzieścia lat wystarczyło na zbudowanie browarniczego imperium. Zjednoczone Browary miały własną bocznicę kolejową, 25 ciężarówek rozwożących piwo i sto koni pomagających w transporcie trunku. Warszawa jaśniała neonami, które przypominały o zaletach picia stołecznego piwa, ale odbiorcami trunków z Grzybowskiej (browar po fuzji zmienił swoją siedzibę) byli mieszkańcy całej niemal Polski. Dobrą passę stołecznej firmy przerwał wybuch II wojny światowej.

Zupa, która wyżywiła Warszawę
W trakcie wojny w browarze zatrudnienie znaleźli m. in. żołnierze AK. W piwnicach firmy przechowywano broń i amunicję dla walczących Polaków. Choć browar funkcjonował w okresie niemieckiej okupacji, to wytwarzane przez niego piwo musiało przymusowo płynąć szerokim strumieniem w kierunku Generalnej Guberni, do niemieckich urzędników i żołnierzy.

Gdy w stolicy wybuchło powstanie, browar stał się największym spichlerzem Warszawy. To tu składowano jęczmień, a z czasem także cukier, mąkę, zboże, kawę, suszone warzywa czy alkohol. Na pszenicy od Haberbuscha gotowano także zupkę “plujkę”, główne danie głodującej w 1944 roku Warszawy. Za swoje zaangażowanie rodzina Schiele zapłaciła najwyższą cenę. Niemcy rozstrzelali Jerzego Schiele, wnuka Kazimierza i syna Aleksandra, browarnika z trzeciego pokolenia piwnego biznesu. Sam Aleksander Schiele za swoje zasługi w ratowaniu ludności żydowskiej został odznaczony medalem "Sprawiedliwy wśród narodów świata".


© browarymazowsza.pl



Po Powstaniu Warszawskim naziści zrabowali sprzęt browarniczy i majątek firmy, a pozostawione pomieszczenia podpalili. Znacjonalizowany po wojnie browar zamieniono na Warszawskie Zakłady Piwowarskie, które nigdy nie dorównały jednak świetnością dziełu dwóch niemieckich browarników.

Przemysław Ziemichód, dziennikarz warszawa.naszemiasto.pl

Zdjęcie główne: z lewej - źródło: browarymazowsza.pl, z prawej - Wikimedia Commons


© browarymazowsza.pl

  •  Komentarze

Komentarze (0)