Autor:

2016-07-16, Aktualizacja: 2016-07-16 12:41

Przystanek Woodstock zmienia ludzi. 10 powodów, dla których nie warto tam jechać

Przystanek Woodstock to nie jest impreza dla każdego. Mówi się, że albo trafiasz do Kostrzyna i woodstockowa atmosfera spodoba Ci się na tyle, że będziesz tam regularnie wracał, albo stwierdzasz, że to jedynie "syf, kiła i mogiła". I nie wrócisz tam nigdy więcej. Od siebie dodam jeszcze jedno: po powrocie z Najpiękniejszego Festiwalu Świata już nigdy nie będziesz taki sam.

W tym roku Przystanek Woodstock rozpoczął się 14 lipca i potrwa do 16. Są jednak i tacy, którzy przyjeżdżają do Kostrzyna nad Odrą już na początku lipca. Dla atmosfery. Bo Woodstock nie jest zwykłym festiwalem muzycznym. Takim, na który przyjeżdża się na trzy dni i wraca do domu. Woodstock to impreza, która zmienia ludzi. Może wydawać Ci się, że jedziesz tam tylko na chwilę, żeby się pobawić, spotkać z przyjaciółmi, odreagować. A po tych trzech dniach spędzonych w błocie, kurzu i często upale wracasz i jesteś innym człowiekiem. Nie żartuję.

Sprawdź też: Woodstock 2016 w deszczu [zdjęcia, wideo]

1. Depresja? Chyba tylko pod grzybkiem



Wyobraź sobie, że rzuca Cię chłopak. Albo dziewczyna. Świat się wali, serce pęka, życie nie ma sensu. W tym momencie masz dwie opcje: zamknąć się w domu, upić z rozpaczy albo... pojechać na Woodstock. Ja rok temu wybrałam to drugie. Wrocław, Warszawa czy Kostrzyn nad Odrą - emocjonalne sinusoidy wszędzie wyglądają tak samo. I tu się zdziwisz, bo bez względu na to, w jakim nastroju jedziesz na Woodstock, ten staje się trzydniowym urlopem od jakichkolwiek problemów. A jedyny dołek, na jaki możesz trafić w Kostrzynie, to błotne bajorko, które powstaje wokół grzybka, niedaleko dużej sceny. Kąpiele błotne szczególnie polecamy paniom. Wiadomo przecież, że maseczki błotne działają oczyszczająco.


© Kinga Czernichowska, Polska Press Grupa



2. Uważaj, bo zwariujesz



Przystanek Woodstock to miejsce, w którym dzieją się dziwne rzeczy. To także miejsce, w którym dzieją się rzeczy najmniej spodziewane. Na przykład idziesz po bułki do woodstockowego Lidla i trafiasz na Jacka Sparrowa. Nie, to nie jest pięciogwiazdkowy hotel na Karaibach. To Kostrzyn nad Odrą i wielkie pole namiotowe. A Sparrow wydaje się nawet przystojniejszy od Johnny'ego Deppa w "Piratach z Karaibów". I wcale nie byłabym zaskoczona, gdyby w tym roku na Woodstock przyjechał Kapelusznik, w końcu za nami premiera "Alicji po drugiej stronie lustra". Zaś Kostrzyn nad Odrą to istna "Kraina Czarów". Po drugiej stronie lustra świat zawsze wygląda inaczej. Bajkowo!

© Kinga Czernichowska, Polska Press Grupa



3. Odważnie? Aż strach się bać



Na swój pierwszy w życiu Woodstock pojechałam całkiem sama, objuczona bagażami jak wielbłąd z północnej Afryki (namiot, plecak, karimata, laptop, lustrzanka w lewej ręce, w prawej natomiast bilet w jedną stronę, do Kostrzyna). Znajomi twierdzili, że zwariowałam (ale ustaliliśmy już w punkcie powyżej, że to nie jest impreza dla ludzi ceniących sobie normalność). Gdy tak objuczona kierowałam się w stronę pola namiotowego, przechodnie wołali za mną: "Siłaczka", więc czułam się niczym bohaterka Żeromskiego albo Brienne z "Gry o Tron". Byli i tacy, którzy po drodze oferowali pomocną dłoń. Bezinteresownie. I to jest właśnie piękne na Przystanku Woodstock. Tam nikt nie odwraca się do Ciebie plecami.

Weszło nam w krew myślenie, że każdy obcy człowiek to zagrożenie, że obcym ufać nie wolno. Na Woodstocku przekonasz się, że to nieprawda. Tam każdy obcy może stać się Twoim przyjacielem albo chociaż dobrym kumplem. Tam obcy ludzie podchodzą do Ciebie po "free hugs" i "free kisses". Idiotyzm - powiedzą ci, którzy nigdy na Woodstocku nie byli. Raj - odpowiedzą stali bywalcy Przystanku.


© Igor Kohutnicki/mat. prasowe WOŚP



4. Woodstock? Nie mów, że tam się umiera



Ile razy słyszeliście w mediach o ofiarach śmiertelnych na Przystanku Woodstock? Pewnie co najmniej kilka. Tyle, że takie stwierdzenie to manipulacja. Na Woodstock przyjeżdżasz na własną odpowiedzialność. To od Ciebie zależy, ile wypijesz i czy sięgniesz po coś mocniejszego niż alkohol. A "anioły" z Pokojowego Patrolu robią, co mogą, by zapewnić innym bezpieczeństwo. W szpitalu polowym znajduje się sprzęt najlepszej klasy, RTG i pełna opieka medyczna Na miejscu są lekarze i ratownicy. Woodstockowicze także dbają o siebie nawzajem. Widzisz kogoś, kto przesadził z piciem i leży na trawie w pełnym słońcu? Zaraz ktoś do niego podejdzie, przesunie w cień. "Nie będziesz leżał na słońcu, bo dostaniesz udaru" - powie i poczęstuje wodą.



© Igor Kochutnicki/mat. pras. WOŚP




5. Narkotyki? Są na każdym festiwalu



I tylko od Ciebie zależy, czy będziesz tak głupi, żeby je brać. W ubiegłym roku udało mi się porozmawiać z woodstockowymi lekarzami. Wspominali o przypadkach zatrucia się alkoholem, ale nie o przedawkowaniu narkotyków. Według psychologów jednym z najczęstszych powodów sięgania po "dragi" jest poczucie braku akceptacji. Podczas tego festiwalu nie masz powodu, by tak się czuć. Na Woodstocku mówimy: "Stop narkotykom! Stop dopalaczom!" Przystanek może być istną Krainą Czarów, gdzie spotykasz ludzi zakręconych na punkcie dobrej muzyki, pozytywnie nastawionych do świata. Jednak najpierw trzeba odczarować stereotypowe myślenie o tej imprezie. Może wtedy byłoby na niej mniej osób z tabliczkami z napisem: "Mamo, żyję!".

6. Kolejki jak z PRL-u



Nic tak nie uczy cierpliwości, jak stanie w kolejce do woodostockowego prysznica, toi toia (zwłaszcza, kiedy naprawdę już musisz), po kawę albo do punktu ładowania telefonów. Czy ma to swoje plusy? Ma i to całkiem sporo. Po woodstockowych przeżyciach poranne kolejki do rejestracji w przychodni w Twoim mieście przestaną wyprowadzać Cię z równowagi.

7. Bezsenność gwarantowana



Przystanek Woodstock to trzy bezsenne noce. I nie chodzi o to, że nagle zaczynasz chorować na bezsenność, ale o to, że po prostu szkoda czasu na sen. Nawet wtedy, kiedy już słaniasz się na nogach ze zmęczenia. Bo po trzech dniach takiej imprezy masz prawo czuć się zmęczonym. Ale sen przestaje mieć jakikolwiek sens, kiedy tak bardzo chce się żyć. Także wtedy, gdy leżysz w namiocie, a na scenie gra akurat Shaggy. Nie ma nic piękniejszego niż wrażenie, że Shaggy śpiewa Ci na dobranoc. W tym roku ukołyszą Was m. in. Apocalyptica, Tarja Turunen i Hey.


© A. Rawicz/mat. pras. WOŚP



8. Uzależnisz się...



I to wcale nie od marihuany ani czy piwa. Od kawy. Bez piwa na Woostocku możesz przeżyć. Ale nie przetrwasz bez kawy. Choćby dlatego, że koncerty kończą się nieraz o godz. 3. nad ranem. A już na przykład o 4. Twoi sąsiedzi wpadają na pomysł, by przygotować się do kolejnego dnia imprezy i słuchają na przenośnym radiu dubstepu. Jeżeli od czegokolwiek uzależniłam się na Woodstocku, to właśnie od kawy. No ale coś za coś.

9. Zbankrutujesz



Na Woodstock można przyjechać bez pieniędzy. Tak, też sądziłam, że to niemożliwe. W końcu coś trzeba jeść, pić i za coś trzeba wrócić do domu. Ale gdy stałam w kolejce po bilety na powrotny pociąg, poznałam chłopaka, który do Kostrzyna przyjechał "stopem". Kompletnie bez pieniędzy. Zabrał ze sobą jedynie tabliczkę: "Zbieram na miecz świetlny i chcę zostać Jedi". Kasę na powrót dostał od jakichś spotkanych przypadkowo Niemców, którzy przyjechali zobaczyć, jak "smakuje" Kostrzyn nad Odrą. Zostało mu jeszcze na piwo i płyty. Czy tym samym zachęcam do tego, by stać się lekkoduchem, żerującym na uprzejmości innych? Absolutnie nie. Chodzi jednak o coś innego - Przystanek Woodstock to miejsce, które być może przekona Cię do tego, że pieniądze nie są najważniejsze. Przed Woodstockiem możesz być "korpoludkiem", marzącym o podwyżce i wakacjach w pięciogwiazdkowym hotelu w Meksyku. Po festiwalu będziesz po prostu cieszył się tym, co masz.



© Artur Rawicz/ mat. pras. WOŚP




10. I zostaniesz hipisem



Kiedy w ubiegłym roku po raz pierwszy przyjechałam na Woodstock, miałam wrażenie, że znalazłam się w kompletnie innym świecie. Wydawało mi się, że stałam się jedną z bohaterek musicalu "Hair". Pamiętacie słynny film Miloša Formana? Nic dziwnego, że po powrocie do swojego "normalnego" świata zaczęłam tęsknić za tamtą atmosferą i beztroskim podejściem do życia. Uznałam wtedy, że trzy dni to stanowczo za mało. Przeglądając rozmaite relacje z Woodstocku natrafiłam na ekipę Statku Miłości: Mariusza, stałego woodstockowego bywalca i Zuzę, jego dziewczynę. W tym roku razem z nimi i dwójką innych znajomych organizujemy Woodstock na kółkach. A raczej przenosimy Kostrzyn nad Odrą do zabytkowego, zaaranżowanego w hipisowskim stylu "ogórka" - Volkswagena T2 z 1975 roku. Tym razem Woodstock zamiast trzech dni trwać będzie dla nas trzy tygodnie. Już nie mogę się doczekać.

P.S. Z tym stwierdzeniem na początku, że nie warto tam jechać, to był oczywiście żart.

Kinga Czernichowska, dziennikarka wroclaw.naszemiasto.pl i gazetawroclawska.pl

Zdjęcie główne: Paweł Krupka, materiały WOŚP

Czytaj również: Pierwszy raz na Woodstocku. Do Kostrzyna nad Odrą powinni organizować wycieczki szkolne
  •  Komentarze 1

Komentarze (1)

Lulcia (gość)

Świetne

Woodstock (gość)

Byliście idioci kiedyś na Woodstocku?? Bo moim zdaniem to raczej nie skoro tak go komentujecie