Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Badacze Paweł Hage, Michał Stysz i Roman Holewa poszukują starych sztolni

Sylwia Turzańska
Michał Stysz i Paweł Hage podczas wyprawy do pochodzącej z XVI wieku kopalni ołowiu i srebra w Marcinkowie.
Michał Stysz i Paweł Hage podczas wyprawy do pochodzącej z XVI wieku kopalni ołowiu i srebra w Marcinkowie.
Paweł Hage i Michał Stysz, a ostatnio i Roman Holewa, wiedzą, co to strach. A do tego adrenalina, lęk przed nieznanym i wielka tajemnica. Penetrują teren Dolnego Śląska, a dokładnie Góry Sowie, w poszukiwaniu starych i ...

Paweł Hage i Michał Stysz, a ostatnio i Roman Holewa, wiedzą, co to strach. A do tego adrenalina, lęk przed nieznanym i wielka tajemnica. Penetrują teren Dolnego Śląska, a dokładnie Góry Sowie, w poszukiwaniu starych i zapomnianych górniczych wyrobisk. Zaglądają do archiwów, szukają najczęściej siedemnasto i osiemnastowiecznych map, a potem ruszają w teren. Swoje odkrycia dokumentują i każdą odkrytą sztolnię inwentaryzują. Do tej pory odkryli już kilkanaście starych kopalń.

- Na tym tym terenie jest tyle sztolni, że pewnie starczy nam do końca życia - śmieją się panowie.

Niektóre wyrobiska na tym terenie, jak podają źródła, pojawiły się już w XIII wieku! Jednak niektóre źródła mówią, że działalność górnicza na tym terenie była prowadzona dużo wcześniej. Odkrywanie kolejnych wyrobisk, to odkopywanie kawałka historii.

Choć to bardzo niebezpieczna pasja. - Jak wchodzi się pod ziemię, to tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co nas tam czeka. Sprawdzamy oczywiście, czy w środku jest odpowiednia ilość tlenu, ale część sztolni jest zalana wodą, więc i tak musimy część przepłynąć i "przenurkować". Woda jest bardzo zimna. Niezależnie od pory roku, nie przekracza czterech stopni Celsjusza - mówi Hage. - Poza tym, są to bardzo stare wyrobiska, gdzie obudowa już w części zgniła, więc naprawdę trzeba uważać, żeby coś na głowę nie spadło. Trzeba zachować wyjątkową ostrożność - dodaje.

Każda wyprawa zajmuje cały weekend, a takich weekendów poszukiwacze sztolni w ciągu roku organizują co najmniej kilka. I zazwyczaj każda kryje w sobie tajemnicę, bo eksploratorzy często odkrywają wyrobiska, w których ostatni ludzie pracowali nawet czterysta lat temu.

- Obecnie podróże w czasie nie są możliwe. To chyba jedyna znana mi forma, zwłaszcza że na świecie już niewiele pozostało miejsc do odkrycia - mówi Michał Stysz.

Podstawowy sprzęt, który jest niezbędny przy każdej wyprawie, to łopaty, kilofy, saperki i liny. Bo żeby dostać się do sztolni, trzeba się tam "wkopać", często na kilka dobrych metrów, choć zdarzają się także sztolnie, które nie są zasypane.

- Każdej sztolni trzeba dać trochę czasu, żeby się przewietrzyła - mówi Stysz. - Jeśli mamy tlenomierz, sprawa jest ułatwiona, ale nie zawsze dysponujemy takim sprzętem - dodaje.

Poziom tlenu w takim wyrobisku i tak jest mniejszy niż w powietrzu. Zwykle nie przekracza 20 procent, a często jest to około 18 procent.

Bardzo ważne jest pierwsze wejście. - Często przy najlżejszym dotknięciu, wszystko się rozsypuje, więc jeśli wchodzimy, istnieje duże ryzyko, że coś ulegnie zniszczeniu, dlatego od razu robimy mnóstwo zdjęć i staramy się bardzo ostrożnie poruszać - wyjaśnia pan Michał.

Każda sztolnia wygląda inaczej. I dla badaczy jest równie piękna, i tajemnicza. - Kiedy natrafiamy się na ślady po wierceniach, wiemy, że jest to sztolnia pochodząca prawdopodobnie z końca XVIII wieku lub młodsza, z XIX wieku, bo wówczas wykonywano wiercenia w celu podłożenia materiałów wybuchowych. Wcześniej sztolnie były robione ręcznie, przy pomocy narzędzi górniczych. Takie sztolnie mają zupełnie inny kształt, są bardzo ładnie wyprofilowane. Przypuszcza się, że przy pracach ręcznych górnicy posuwali się do przodu o 1 centymetr dziennie - dodaje.

Badacze, choć do każdego wyrobiska podchodzą z szacunkiem i oceniają poziom ryzyka, to zawsze liczą się z tym, że mogli czegoś nie zauważyć. Tak jak np. w sztolni w Marcinkowie, kiedy zalała ich woda, bo jak się okazało, tylko częściowo udało się sztolnię odwodnić. Na co dzień pan Paweł, który jest piekarzaninem, zamienia się w pracownika biurowego, pan Roman, który dopiero zaczyna chodzić po wyrobiskach, uczy geografii w Zespole Szkół nr 2. Z kolei pan Michał mieszka w Siemianowicach i choć z zawodu jest geologiem, to na co dzień zajmuje się fotografią.

Badacze liczą na pomoc sponsorów. Wprawdzie o swoich odkryciach piszą na łamach miesięcznika "Sudety", ale to nie to samo, co napisanie książki. W celu zasięgnięcia informacji i udzielenia pomocy można dzwonić do pana Michała pod nr tel. 0 697 397 603 lub pisać na e-mail: [email protected].

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piekaryslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto