MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

DPS znaczy nasz dom

Katarzyna Wolnik
Pracowniczka socjalna Katarzyna Golus (z lewej) jest do dyspozycji swoich podopiecznych przez cały czas.
Pracowniczka socjalna Katarzyna Golus (z lewej) jest do dyspozycji swoich podopiecznych przez cały czas.
Brzeziny Śląskie, Dom Pomocy Społecznej. Mieszkają tu osoby przewlekle chore psychicznie. Mieszkają, a nie przebywają, bo to jest dom. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, nikt nie każe iść do lekarza.

Brzeziny Śląskie, Dom Pomocy Społecznej. Mieszkają tu osoby przewlekle chore psychicznie. Mieszkają, a nie przebywają, bo to jest dom. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, nikt nie każe iść do lekarza. - Czy mogę pytać, jak tutaj trafili? - mam wątpliwości. - Najlepiej zapytać, co skłoniło panią, czy pana do podjęcia takiej decyzji - radzi Urszula Orlińska, dyrektorka DPS-u.

W rytmie "La bamby"
Tak też robię. Nikt nie odmawia rozmowy. Wszyscy szczerzy, otwarci, serdeczni. Kobiety chwytają mnie za rękę i z uśmiechem mówią: dzień dobry. W palarni przy stoliku siedzą Rozalia Czerninoga i Krystyna Sadok. Są przyjaciółkami. Z głośnika słychać muzykę. Z okna widok na ogród. Pani Krysia w domu mieszka pięć lat. Nie ma dzieci, tylko adoptowane. Jedno mieszka w Londynie, drugie w Dąbrowie Górniczej, trzecie w Piekarach. Jest panną. - Całą rękę mi poparzył. Konkubin to był, wyprowadziłam się. Mam padaczkę, paraliż od małego, chora jestem.

Tu jest jej najlepiej. Nie chce mieszkać u rodzeństwa. Do brata jeździ tylko na święta.

W pokoju na piętrze wita nas Różyczka. - Serduszka, wiatraki robiłam. Zmęczyłam się! Teraz włączę telewizor.

To obok, w świetlicy, tak tętni życie. Z głośnika słychać "La bambę". Grupka przy stoliku układa puzzle, ktoś podryguje, ktoś uważnie ogląda zdjęcia. Urszula Hojka kołysze się w bujaku. Jest przejęta i trochę zawstydzona. - Ula to nasza była pokojowa - mówi dyrektorka. - O czym marzę? - pani Ula szuka wzrokiem swojej dyrektorki. - Ula? O czym mi mówiłaś? Chciałabyś mieszkać z mężem. Ula jest już na tyle świadoma, żeby podjąć decyzję o powrocie do domu. Bardzo się zmieniła ostatnio... Jest zadbana, włoski zafarbowała.

Chcę wyjść za Jerzego
Janina Ducka i Małgorzata Zimolzak są pokojowymi i pracownikami pierwszego kontaktu. Wszyscy wybierali sobie swojego opiekuna. Kobiety są do ich dyspozycji. Wychodzą na spacery, idą do lekarza. - Mają do nas pełne zaufanie, wszystko nam mówią, jak w rodzinie.

Dosiada się do nas pani Krysia, w rękach trzyma lalkę. Mówi, że nie ma żadnych marzeń. Znowu "zdradzają" pracownicy. - Dzisiaj nam opowiadałaś , że chciałabyś wyjść za mąż. - Za Jerzego - przytakuje kobieta. - A zaprosisz nas na wesele? - Jeszcze na wesele mam was prosić?! - pani Krysi zebrało się naraz na łzy.

Na stole leży otwarta kronika Domu Pomocy Społecznej. Ostatnie wydarzenie: 18 sierpnia igrzyska letnie i pożegnanie lata. I motto: "Musisz żyć dla innych, jeżeli chcesz żyć z pożytkiem dla siebie". Seneka Młodszy.

Staszek "Chuligan"
Magdalena Nowak z Rudy Śląskiej, terapeutka, pomaga lepić wiatrak Renacie Ręcz. Renata narysowała dzisiaj scenę w teatrze. - Nie udało mi się za bardzo! - dziewczyna kręci głową. Ma 25 lat. Śpiewa w zespole "To i owo". - Czasem występuję... podśpiewuję sobie Annę Jantar, zbieram kasety, nagrywam.

Dowiaduję się od Renaty, że wcześniej była w Częstochowie. Pomagała dzieciom niepełnosprawnym. Tutaj w Brzezinach jest już długo, nie wie, jak długo. Pochodzi z Gliwic. Na święta zostaje w domu w Brzezinach. - U nas w domu na święta nie ma warunków i w ogóle...

Przy drzwiach, pod ścianą siedzi w rzędzie zaciekawiona grupa. - A to pan Staszek "Chuligan"! - dyrektorka pokazuje wesołego mężczyznę w okularach. Pan Staszek na słowo "chuligan" wybucha śmiechem. To oczywiście tylko przezwisko.

- Pan Staszek wchodzi do autobusu i jedzie do rodziców, do Rybnika. A potem my dostajemy telefon: odbierzcie mnie, bo ja nie dojadę! - opowiada Orlińska.

"Turystką" jest też Krystyna Podleć. Najczęściej jeździ do Kamienia i do Katowic. - A to będzie w piątek, w gazecie? - dopytuje się, gdy wychodzimy ze świetlicy.

Oddałam do adopcji
Kaplica dzisiaj jest pusta. Msze święte odprawiane są w niedziele i święta. Codziennie z pobliskiego kościoła przychodzi ksiądz z Komunią Świętą. Na korytarzu spotykamy Irenę Jabłonkę. Nie daje spokoju pani dyrektor i usilnie zaprasza na kawę. - Po obiedzie przyjdę. - O której godzinie? - dopytuje kobieta. - To będziemy czekać. Będziemy dyskutować, pić kawę i palić fajkę pokoju.

Fajka pokoju to mentolowy papieros. Jabłonka skończyła politechnikę. - Panna z dzieckiem. Córka urodziła się 27 czerwca, 25 października oddałam ją do adopcji - mówi szybko kobieta. Podała jeszcze dokładną datę swoich urodzin i kilka innych szczegółów. Nie zdążyłam zapisać, nie chciałam prosić, żeby powtórzyła. - Nie żałuję, że tak zrobiłam - ciągnie. - Rodzina uboga, nikt nie mógł pomóc. Nie miałam z córką kontaktu, stale się o nią modlę.

Pokój dzienny na ostatnim piętrze. - Nie chcę być w Lublińcu, tu w domu chcę być! - pani Irena śmieje się głośno i bierze dyrektorkę na kolana.

Pani Janina na razie jest mistrzem w grze w grzybobranie. Na krześle na korytarzu uśmiecha się do nas pani Ula (w domu jest najwięcej Ul). - Cześć Ula! - dyrektorka głaszcze kobietę po twarzy. - Coś dzisiaj nabroiłaś? - Malowałam domek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piekaryslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto