Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Mamoń: Na wojnie najgorsza jest cisza. Bo coś może się wydarzyć

Iwona Makarska
Iwona Makarska
Jak wygląda teraz sytuacja w Syrii? Czego może obawiać się dziennikarz na wojnie? To m.in. o tym mówił nam Marcin Mamoń, dziennikarz i reżyser uwolniony ponad dwa miesiące temu z rąk terrorystów. Był gościem piekarskiego „Zacisza".

W Syrii byłeś już kilka razy. Ostatnio pod koniec minionego roku. To wtedy we wszystkich programach informacyjnych można było zobaczyć twoje zdjęcie, kiedy przepadłeś bez wieści. Po co tam pojechałeś?

Realizowałem film dla amerykańskiego producenta. Chciałem też dowiedzieć się, co się stało z reżyserką z Niemiec, z którą miałem pojechać do Syrii przy okazji produkcji innego filmu. Bo wcześniej pracowałem w niemieckiej telewizji w Turcji. Ale ona sama zdecydowała się na podróż. Nie ma jej do dziś. Ja wyjechałem na początku listopada.

W jaki sposób przekroczyłeś granicę?

Do Państwa Islamskiego i innych grup rebeliantów można dotrzeć tylko przez Turcję. Granica jest zamknięta. Jedynie konwoje humanitarne kontrolowane przez tureckie służby graniczne i specjalne się tam przepuszcza. Jedyna droga to droga nielegalna.

Jak doszło do porwania?

Po przejściu przez granicę na mnie i mojego operatora Tomasza Głowackiego miała czekać ekipa przyjaciół Czeczeńców, która nas zaprosiła do Syrii. Nie pojawiła się. Była za to inna. Najpierw przyjaźnie nastawiona, po dwóch godzinach jednak wpakowali nas do samochodu, założyli opaski na oczy i zniknęliśmy. Islamiści zawieźli nas do Aleppo, potem zmienialiśmy miejsca. Nie byliśmy torturowani, ale warunki życia przez te sześć tygodni były ciężkie. Czego chcieli? Pieniędzy.

Kto was uwolnił?

Kiedy zostaliśmy uprowadzeni, a żona zorientowała się, że przepadłem, inny przyjaciel Czeczeniec, który został w Polsce, rozpoczął poszukiwania. Miał wszystkie kontakty, które mogły naprowadzić na mój ślad. Nie tylko grupy czeczeńskie, ale i tureckie pracowały nad tym, byśmy mogli zostać uwolnieni. Skutecznie. Myślę nawet, że być może uwolnili nas ludzie, którzy nas sprzedali.

W 2012 roku , kiedy wojna domowa w Syrii już trwała, pracowałeś tam. Jak ta wojna wyglądała wtedy?

To była wojna na wielką skalę, okrutna. Ale kraj nie był jeszcze tak zniszczony. Rebelianci w pełni nie kontrolowali terytorium. Raczej na zasadzie mozaiki - ktoś był w jednym miejscu, a w drugim ktoś inny. Dlatego podróżowanie po Syrii było ryzykowne. W momencie, kiedy jest się w rękach rebeliantów, a ja współpracowałem z Wolną Armią Syrii, było ryzyko, że wojska rządowe sprawdzą nas i ostrzelają - za jazdę podejrzanym autem, bycie w podejrzanym miejscu czy nawet podejrzany wygląd. Plusem było dla mnie wtedy to, że widziałem ludzi, walczących o bliskie mi także ideały bądź bliskie ludziom, których filmowałem, takie jak wolność czy niepodległość. Bronili też swoich wiosek, kobiet i dzieci. Potrafili poświęcić się dla rzeczy ważniejszych, niż własne życie.

Co w Syrii zmieniło się od tamtego czasu?

Dziś Syria wygląda inaczej. Ta wojna to już dżihad - bez względu na to, czy mówimy o Państwie Islamskim czy o rebelii w północno-zachodniej Syrii. Z drugiej strony organizacje, które walczyły o państwo demokratyczne w Syrii, jak Wolna Armia Syrii, zajmują się już bandytyzmem. Stanowią większe zagrożenie niż dżihadyści.

Jakie niebezpieczne sytuacje podczas wyjazdów, nie tylko do Syrii, ale także do Afganistanu, Iraku czy Somalii, utkwiły ci w pamięci?

Niebezpiecznych sytuacji nie ma albo są cały czas. Jeżeli przebywam wśród ludzi, którzy są poszukiwani, to mogę się spodziewać, że walczą i są rebeliantami, partyzantami lub terrorystami. Są ludzie, którzy żyją w ciągłym zagrożeniu, a będąc z nimi staję się częścią ich życia. To życie może się zakończyć nagłym uderzeniem rakiety, zamachem, czy „zarobieniem” kulki na froncie. Ale najgorsza jest cisza. Bo zawsze najpierw jest cisza, a później coś się może wydarzyć. Cisza jest wtedy, kiedy np. przechodzę przez przełęcze z grupą partyzantów i wiem, że jeżeli zauważy nas helikopter sił rządowych, to jesteśmy widoczni z daleka i nie mamy szans. Byłem aresztowany w Afganistanie, Rosji i Egipcie, ostatnio porwany w Syrii. Kiepska na wojnie jest świadomość, że nie panuje się nad tym co się dzieje wokół.

Jest coś, co wspominasz dobrze?

Pracę, czyli wszystko, co udało mi się zrealizować. Dla dziennikarza to nagroda, jeśli może spotkać się z przywódcą religijnym czy wojennym, którego szuka od wielu miesięcy. Dobrze wspominam noce - mogłem wtedy odpocząć, poza nocami spędzonymi w piwnicach Syrii - te nie były przyjemne.

Czy w krajach, gdzie jest wojna, dziennikarz ma problem z dostępem do informacji?

Duży. Mam wrodzoną podejrzliwość. Korzystam więc ze swoich informacji. 20 lat temu poznałem zaufanych ludzi, dobrych informatorów. Wielu z nich już nie żyje, ale żyją ich dzieci w krajach, gdzie jest cierpienie z powodu wojny.

Jak radzisz sobie z tak dramatycznymi obrazami na wojnie, jak krew czy trupy na ulicach i z emocjami?

Śmierć jest czymś niepojętym i zawsze robi na mnie wrażenie. Jeśli ktoś nie jest w stanie jej oglądać, nie może jeździć pracować podczas wojny. Ja jeżdżę nie po to, by pokazywać to całe zło, choć to też siłą rzeczy musi istnieć. Zależy mi, żeby pokazywać jak żyją ludzie w skrajnych sytuacjach.

Czego dziennikarz może nauczyć się pracując na pierwszej linii frontu?

Dziennikarz nauczy się jednej rzeczy - dopóki sam czegoś nie dotknie i nie zobaczy, to nie może w to wierzyć. Na wojnie jest blisko prawdy. Ma możliwość pokazania jej i opowiedzenia o niej.

Co planujesz w najbliższym czasie?

Po świętach na pewno wyjadę do Afryki. Będę tam reżyserował film dla WDR, publicznej telewizji w Kolonii w Niemczech, dotyczący przemytu broni i narkotyków.

Rozmawiała: Iwona Makarska

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piekaryslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto