Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piekary Śląskie: nie żyje 2-letnia dziewczynka. Dramat na osiedlu Wieczorka. NIEOFICJALNE INFORMACJE

Katarzyna Domagała-Szymonek
Kiedy wychodziła z córkami na dwór, wszystko było w porządku, ale co działo się w mieszkaniu, tego nikt nie wiem - komentuje poruszona Maria Kostaryk, która mieszka w klatce obok.
Kiedy wychodziła z córkami na dwór, wszystko było w porządku, ale co działo się w mieszkaniu, tego nikt nie wiem - komentuje poruszona Maria Kostaryk, która mieszka w klatce obok. Lucyna Nenow
Piekary Śląskie: Tragedia na osiedlu Wieczorka. Nie żyje 2-letnia dziewczynka. Informację o zdarzeniu policjanci otrzymali od lekarza, który stwierdził zgon dziecka. Jak wynika z relacji sąsiadów, jej matka, gdy była sama, dobrze zajmowała się córkami. Problem zaczął występować, kiedy w domu pojawił się jej partner. Śledztwo w sprawie śmierci dziewczynki trwa.

Do zdarzenia doszło w jednym z bloków przy ul. Armii Krajowej. W sobotę przed godz. 20 pod blokiem pojawiła się karetka pogotowia. Ratownicy medyczni przez godzinę prowadzili reanimację dziewczynki, niestety bezskutecznie.

- W sobotę, kilka minut po godzinie 21, lekarz poinformował dyżurnego policji o zgonie 2-letniej dziewczynki - informuje Dagmara Wawrzyniak, oficer prasowy piekarskiej policji.

Pogotowie wezwała matka dziecka. W mieszkaniu, prócz niej, był też jej konkubent oraz 5-letnia siostra dziewczynki. Kobieta była trzeźwa, zaś mężczyzna miał niecałe 2 promile alkoholu.

W niedzielę rano wydarzeniami żyło całe osiedle Wieczorka.

- Straszna tragedia się stała, przecież to dzieciątko niczemu nie było winne, mogłoby dalej żyć - opowiadali w emocjach mieszkańcy.

Sąsiedzi twierdzą, że matka dziewczynek dobrze wywiązywała się ze swojej roli.

- Starszą córkę codziennie zaprowadza do przedszkola, także młodszą zajmowała się jak należy, ale nie widywałam jej za często. Ludzie mówili, że była niepełnosprawna. Nie chodziła i miała wadę wzroku - mówi jedna z sąsiadek.

- Kiedy wychodziła z córkami na dwór, wszystko było w porządku, ale co działo się w mieszkaniu, tego nikt nie wiem - komentuje poruszona Maria Kostaryk, która mieszka w klatce obok.

Matka 2-latki nigdzie nie pracowała, opiekowała się dziećmi. Mieszkała w mieszkaniu po rodzicach, którzy zmarli. Jak podkreślają sąsiedzi, jej sytuacja życiowa była bardzo zawiła.

- Obydwie córki miała z jednym chłopakiem, z którym też żyła bez ślubu. Ale w końcu się rozstali - opowiadają.

Problem pojawił się wraz z nowym konkubentem. Wtedy zaczęło dochodziło do awantur, zwłaszcza wtedy, kiedy mężczyzna był pijany.

- Nieraz mieliśmy z nim spięcie - przyznają sąsiedzi z tej samej klatki. - Pracował za granicą, kiedy tylko przyjeżdżał od razu sytuacja robiła się napięta.

Sąsiedzi mówią, że do tragedii doszło noc wcześniej, a dziewczynka została uderzona w głowę łopatką do węgla.

- Wtedy słyszeliśmy kłótnię w tym mieszkaniu, w sobotę już było spokojnie, ale Marysia (matka dziewczynek) biegała gdzieś co chwilę. Podobno biegała po jakieś maści na tę ranę do apteki, a to biedne dziecko miało już pękniętą czaszkę i cały dzień umierało - mówią z żalem.

Ich zdaniem, gdyby matka wcześniej zdecydowała się wezwać pogotowie, dziewczynka mogłaby żyć.

Policja tych doniesień nie potwierdza.

- W tej sprawie trwa śledztwo, dla jego dobra nie komentuję tych informacji - zaznacza Wawrzyniak. I przypomina, że na miejscu pracował prokurator, patolog oraz technik kryminalistyki, który przeprowadził oględziny miejsca zdarzenia. Prokurator zalecił zabezpieczenie ciała dziewczynki do sekcji zwłok. To pomoże wyjaśnić przyczyny śmierci dziecka.

Wiadomo też, że rodzina była objęta wsparciem Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Piekarach Śląskich. W pewnym okresie miała przyznanego asystenta rodziny. - Dokładnie do 16 listopada. Powodem tej decyzji była niezaradność życiowa matki dziewczynek. Kobieta miała problemy z opłaceniem rachunków za energię czy przedszkole, z wypełnieniem wniosków o przyznanie świadczeń wychowawczych czy rodzicielskich, nigdy nie zauważyliśmy w tym domu sygnałów mówiących o występowaniu agresji - tłumaczy Piotr Polok z MOPR.

Jak podkreśla, korzystanie z pomocy asystenta jest dobrowolne, a kobieta uznała, że więcej ich nie potrzebuje. Zrezygnowała ze współpracy. Przypomina też, że po tym rodzina jest jeszcze objęta trzymiesięcznym monitoringiem. Tak było i w tym przypadku. - Kobieta miała umówione spotkanie z pracownikiem społecznym w ostatni piątek (dzień przed tragedią), przesunęła je na przedświąteczny tydzień - informuje.

Pracownicy socjalni w trakcie spotkań pytali też o obecnego w domu nowego partnera. Jednak kobieta nie chciała przyznać, że jest z nim w związku. Mówiła, że to jedynie jej kolega. Polok zaznacza, że MOPR chciał namówić ją do kontynuowania współpracy, bowiem pracownicy widzieli, że jest ona w jej przypadku zasadna.

- Gdyby się nie zgodziła, chcieliśmy rozpocząć działania w kierunku przyznania asystentury sądowej - dodaje.

Dodatkowo policja informuje, że rodzina nie była objęta Niebieską Kartą. Przez ostatnie dwa lata w policyjnych statystykach odnotowano jedną interwencję pod tym adresem. Dotyczyła zakłócania ciszy nocnej. Zgłoszenie się nie potwierdziło.

Tymczasem sąsiedzi twierdzą, że do MOPR-u wpłynęło zgłoszenie, że w tym domu dzieciom może dziać się krzywda.
- Przecież w naszym mieście zginęła 2-letnia dziewczynka, to jakiś horror. Pracownicy nie podeszli do problemu rzetelnie, a coś takiego nie powinno mieć miejsca - komentuje Tomasz Miodek, mieszkaniec Piekar Śląskich.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piekaryslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto