Około 40-60 pacjentów trafia codziennie do Wojewódzkiego Szpitala Chirurgii Urazowej. Łączy ich jedno. Urazy, jakich nabawili się z powodu... zimy. - Liczba pacjentów zależna jest choćby od tego, czy chodniki są należycie posypane - żartuje Bogdan Koczy, dyrektor "Urazówki". - Zależy też od tego, jaki mamy dzień tygodnia. W niedzielę trafia do nas więcej starszych osób, które poślizgnęły się w drodze do kościoła, mamy też narciarzy.
Najczęstsze zimowe urazy to złamane w nadgarstku ręce i przedramiona. Niektóre są aż tak poważne, że trzeba zostać w szpitalu. Częste są też załamania stawów skokowych czyli kostek, które w większości muszą być leczone operacyjnie, bo trzeba odtworzyć staw skokowy. - Z kolei starsze osoby trafiają do "Urazówki" ze złamaniami szyjki kości udowej, które niestety kończą się rozległym zabiegiem operacyjnym biodra - mówi Koczy. - U osób młodszych można kość zespolić metalem czy śrubami, ale u starszych konieczna jest endoproteza.
Narciarze, których każdego weekendu trafia 15-20 do szpitala, są najbardziej narażeni na urazy stawu kolanowego. Zdarza się, że taki uraz kwalifikuje się do natychmiastowego leczenia operacyjnego.
Chociaż pacjentów jest więcej, Narodowy Fundusz Zdrowia nie daje "Urazówce" więcej pieniędzy. Mimo, że zimą trafia tu sporo osób z innych miast, bo wiedzą, że w "Urazówce" leczą najlepiej. Szpitalowi musi wystarczyć tyle, ile co miesiąc. A planowane wcześniej zabiegi są przesuwane o kilka dni czy tygodni, aby w pierwszej kolejności leczyć nagłe przypadki.
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?